„Kopyta” jak prawdziwe kopyta, z jednej strony cud natury, a drugiej stąpają po kupach i śmierdzą.

Niedawno miała miejsce premiera nowa książka na temat kopyt o tajemniczym  tytule „Kopyta” . To duże wydarzenie w świecie kowalskim, ponieważ ostatnią książką na ten temat wydaną w Polsce to był dodruk „Kopyt Doskonałych” Jakuba Gołębia  2013 roku. Na pierwszy rzut oka „Kopyt” trudno powiedzieć, czy jest to książka  dla właścicieli, dla podkuwaczy, nie wiadomo też czy to kolejna naturalsowa propaganda czy  raczej ogólny poradnik. Ładnie wydana, w nietypowym formacie, ze zwykłym świeżo wystruganym kopytem na okładce. Zachęcająco.  

Autorki nie są jakoś bardzo znane, przynajmniej w Polsce, to jest Susan Kauffman i Christina Cline. Nic mi nie mówią ich nazwiska, ale istotną informacją jest że Gene Ovnicek napisał wstęp. Gene Ovnicek jest bardzo znanym lekarzem weterynarii, założycielem Organizacji Zapobiegjącej Kulawiznom u Koni (ELPO-Equine Lamenes Prevention Organisation) szkolącej podkuwaczy, ale też podklejaczy i strugaczy. Jest też propagatorem kucia na podkowę Natural Balance Shoe, znaną i stosowaną w Polsce. Ogólnie zapowiada się dobrze, otwieram książkę.

Miód

Początki są cudowne, rysunki dziecinnie proste, tak że po całym dniu pracy czy chorzy na mgłę covidową nie będziemy mieli problemów ze zrozumieniem. Dłoniowa powierzchnia kopyta ma narysowaną dłoń, podeszwowa – stopę. Osiowa płaszczyzna kopyta ma narysową płetwę grzbietową rekina i jest też rysunek uśmiechniętego rekina. 🦈Czy książka jest infantylna? Bynajmniej! Dokładne opisy świadczą o dogłębnej wiedzy autorek.

W świecie naturalsów jest bardzo powszechna opinia, że koń powinien stać na podeszwie, albo co najmniej większością ciężaru ciała. Autorki piękne opisują, ze jest wiele podejść do tego, piszą kto jak uważa. Cytują profesora Bowkera, znanego strugacza Rameya oraz wspomnianego Ownicecka. Ogólna konkluzja jest spójna z moją opinią, więc się nie czepiam 😊 Później będzie jeszcze kilkukrotnie cytowany dr Redden, znany lekarz weterynarii zajmujący się kopytami. Wymienieni autorzy nie tylko są cytowani, ale nawet piszą fragmenty.

Kolejne strony dalej są wypełnione po brzegi łatwo strawną i przejrzystą wiedzą, okraszone jest to miłymi, prostymi do zrozumienia rysunkami. Na przykład jest rebus, na którym jest narysowany konik + cukier = infekcja strzałki. Oczywiście jest to mega uproszczenie, ale jeżeli ktoś kiedyś cierpiał na długotrwałą infekcję wie, że ograniczenie cukru jest bardzo korzystne dla procesu leczenia. 💝

Niestety momentami czas pryska, na przykład czytając opis, o nierównych liniach korony widzianych od przodu, jest napisane że jeżeli korona zjeżdża w jedną stronę o staw kopytowy również. Niestety w życiu prawdziwym nie jest to aż tak proste, a korona bardzo często po prostu kłamie. No nic, dalej.

Kolejny trochę niebezpieczny fragment, o podejrzeniu opuszczenia kości kopytowej, jeżeli poprzedni fragment korony jest niżej niż boczny. Faktycznie konie z opuszczeniem kości tak mają, ale to wymaga pewnego doświadczenia – już sobie wyobrażam specjalistów z koziej dupy z forum o kopytach, którzy diagnozują opuszczenie kości kopytowej połowie koni. Ale to nic, dalej.

👏👏👏Bardzo, ale bardzo podoba mi się opis osi kopytowo-pęcinowych. Jest to pierwsza publikacja w Polsce która naprawdę wzięła to dokładnie pod lupę. Ten parametr znany od wieków był traktowany jak „oczywisty” i nikt nie poświęcał mu tyle uwagi co w tej książce. Są może momenty pewnego uproszczenia, liczyłam, że dowiem się w końcu dlaczego niektóre konie podciągają pęcinę tak  że wyglądają jakby potrzebowały 30 stopni kąta dłoniowego, żeby zachować oś kopyto-pęcinową. Nie dowiedziałam się, ale bardzo możliwe, ze nikt tego nie wie po prostu jeszcze. Zostało za to napisane, dlaczego niektóre konie wyglądają tak, jakby powinny mieć negatywny kąt dłoniowy (czyli totalna patologię), żeby być w osi. To cenne. Brakuje tylko jak sobie radzić ze załamaną osią kopytowo-pęcinową. Trochę bolą zdjęcia z lotu ptaka do oceny osi kopytowo-pęcinowej, przyzwyczaiłam się do standardów Ady Majochy (@Bosy Koń), gdzie zdjęcia są zawsze z ziemi i zawsze możesz im wierzyć.

Co tu się odjaniepawliło?

Do rozdziału 11 (jest ich 16) jest miód na oczy.🐝 Niestety potem leci dziegieć. 💩Łyżkami.

Ochwat… O podkowach jest napisane na początku dość łagodnie, że ludzie je stosują, ale że mogą pogorszyć ochwat ze względu na to, ze względu na peryferyjny nacisk. Autorki zapominają, że bardzo łatwo temu zapobiec stopując wypełnienie, za to nie zapominają o wypełnieniu przy „clogach”. Niestety też dodane jest „Science Goes Barefoot”. Autorki opisują jedno badanie mówiące o 14 koniach, które wyszły z ochwatu na boso. Zapominają jednak o kilkunastu badaniach mówiących o kilkudziesięciu do kilkuset koni leczonych w różnych klinikach na różne sposoby. Jakimś cudem nikt z osób z klinik nie stwierdził, że leczenie na boso jest lepsze. Niestety jest to typowy błąd większości osób żyjących na ziemi. Tacy już jesteśmy, jeżeli nie chcemy się szczepić znajdziemy jakieś badanie, gdzie wszystkie 14 osób, więc 100% po szczepieniu mają NOPa omijając badanie na tysiącach osób, gdzie NOPa miało też… 14 osób. Jakoś ich nie zauważymy 🙄

Osobiście uważam, że można leczyć ochwat na boso ALE to zależy od wielu czynników. Niestety na początku swojej drogi też tak uważałam i wiele koni cierpiało dużo dłużej niż mogłoby gdybym zastosowała podkowy od razu.🐴😞 Już obojętnie czy klejone, kute, plastikowe, metalowe – to temat na osobny wpis. Takie rozdziały dają właścicielom koni powody dla których oni będą upierać się przy zostawieniu cierpiącego konia bosego. Naprawdę, 14 koni, które wyszły z ochwatu na boso nie mówi nam, że wszystkie konie trzeba leczyć na boso. I naprawdę, ochwat to poważna sprawa i nie leczcie tego sami w domu przy użyciu tej książki.

Na całe szczęście nikt nie napisał artykułu o 14 koniach, które wyleczono z syndromu trzeszczkowego na boso – tylko jak autorki twierdzą, że słyszały takie historie i dr Bowker ma RTG koni, u których zmiany się cofnęły po stosowaniu protokołu na boso. Niestety piszą też, że kucie daje zazwyczaj tylko tymczasową ulgę… Za krótko żyję, żeby móc powiedzieć czy podkucie konia trzeszczkowego da mu ulgę na całe życie, czy nie. Powiem Wam tak, z jakiegoś powodu, jako naturalny strugacz nigdy nie leczyłam konia z kulawizną spowodowaną chorymi trzeszczkami. Ciekawe dlaczego? 🙃 Ogólnie rzecz biorąc, rozdział o leczeniu syndromu trzeszczkowego to upraszczanie tematu, żeby pokazać że kucie jest nienajlepszą opcją. Jeżeli koń był źle kuty całe życie, ma długaśny pazur i niskie piętki, to zdejmując podkowę wcale nie damy mu ulgi. Niskie piętki na boso rehabilitują się tylko czasami, a nawet jeśli to to trwa to długo, a uszkodzone struktury są uszkadzane z każdym kolejnym krokiem w patologicznie ustawionej kończynie.🦿 Podkową i dobrym struganiem można ustawić tak kończynę, żeby dać natychmiastową ulgę trzeszczkom i okolicy i pozwolić jej się zagoić. Czasami da się to też na boso – ale to naprawdę zależy od przypadku.

Zbliżamy się do końca

O zwyrodnieniach nie ma takich rzeczy, więc rozdział 13 stwierdzam że ok 😉

Znowu miodzik, rozdział 14 o tym co wpływa na kopyta ogólnie. Jest cudownie, konie muszą chodzić, trzeba je wypuszczać, karmić odpowiednio. Ekstra. 💗

Dalej jest ryzykownie. Zapadająca się strzałka to jest fakt u koni kutych na metalowe podkowy. Niestety ten problem nie jest jeszcze za dobrze poznany. Ja to rozwiązuje wkładkami pod strzałkę. Autorki proponują za to tak wyhodować strzałkę, żeby była na równi z ramionami podkowy i… pokazują zdjęcie gdzie kąty są mega niskie, a strzałka bardzo wystaje. Na pierwszy rzut oka, wygląda to tak, jakby ktoś obciął te kąty tak aby strzałka była wyższa😨😱. W tekście na szczęście znajdujemy opis, żeby tak nie robić, ale pierwsze wrażenie niestety zostało😅. Ja większość koni kuję na wkładki, ale te które mam kute bez ta strzałka nie rośnie na tyle, aby przewyższyć poziom podkowy. No ale, będę na to teraz zwracać uwagę. Może się uda 😊

W tekście książki jest napisane, że te kąty nie zostały obciętę, tylko strzałka wyhodowana. Ale pierwsze wrażenie zostało. Takie ścięcie kątów spowoduje załamanie osi kopyto-pęcinowej to tyłu, czyli to o czym autorki tak pięknie pisały na początku książki!

Przedostatni rozdział zachwala chodzenie na boso. Trochę trąci radykalizmem, ale w amerykańskim stylu, to nic w porównaniu do książek Strasser albo Gołębia. Ogólne przesłanie jest takie, ze to warto mieć bosego konia i warto się o to postarać. Ale jak trzeba to podkuć, ale na krótko i najlepiej na Natural Balanse Shoe. Oczywiście też uważam, że jak nie trzeba to po co oraz, że koń powinien mieć życie konia, wychodzić na dwór najwięcej jak się da (chociaż słyszałam o koniach, których stresuje nocowanie na dworze, to też trzeba dostosować), dostawać odpowiednie jedzenie, ale wiem z doświadczenia, że nie zawsze to wystarczy, żeby zbudować prawidłowe, mocne kopyta. ☹️

 To jest też tak, że najlepiej być pięknym, młodym i bogatym, i najlepiej mieć zdrowe bose kopyta. Nie można jednak zamykać nigdy oczu, jeżeli koń cierpi należy mu pomóc, nie kierując się ideologią.

Podsumowując…

Autorki włożyły bardzo dużo pracy w książkę, kilka bardzo doświadczonych nazwisk przewija się przez nią. Chociaż w książce niestety cytowana jest tylko jedna praca naukowa, to mimo to warto przeczytać rozdziały od 1 do 10 i 16. Niestety od 11 do 15 można, ale bardzo ostrożnie, nie biorąc sobie do serca za dużo💔 – może to być niebezpieczne, szczególnie dla koni, które mają kiepskie kopyta, a właściciel po przeczytaniu książki stwierdzi, że zaczynamy rehabilitację od ściągnięcia podków bez konsultacji z nikim mądrym. Obawiam się też, że rozdziały od 11 do 15 będą pożywką dla i tak już licznej grupy osób, które uważają kucie koni za potwarz względem tego gatunku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *